środa, 26 grudnia 2018

Disco Girls/World of Love - by Hasbro


Przepraszam, że nie odpowiedziałam na Wasze komentarze, ale nie miałam siły. Choróbsko minęło, masę czasu i energii pożarło, nie pozwalając mi wielokrotnie uwiecznić fajnych kocich sytuacji moim obiektywem; Święta praktycznie też już w odwrocie... Małe gady rosną jak na drożdżach. Dwa tygodnie temu chłopaki zdążyły już nasiusiać mi do łóżka (perwersja); stłuc świecznik (akt spontanicznego wandalizmu) i ... zeżreć rękę lalki! (przestępstwo najwyższego kalibru - praktycznie powinnam wręczyć nakaz eksmisji, ale po śladach zębów trudno zidentyfikować winowajcę). Zamiast tego, za złe sprawowanie, postawiłam im w sypialni choinkę. Ich prywatną.






Szkoda wszystkiego, ale - trudno. Od narzekania jeszcze nigdy rozlane mleko nie wróciło do szklanki ;-) To samo dotyczy wspaniałej strony internetowej, poświęconej tym uroczym laleczkom vintage, która nawet nie wiem kiedy przestała istnieć...


Disco Girls/World of Love, są kwintesencją przełomu lat '60/70 XXw. Osadzone w estetyce znanej mi jedynie z filmów, czasopism, okładek płyt, oraz wtórnego naśladownictwa pierwszej połowy lat '90 XX, budzą we mnie ogromne wzruszenie.
Przypuszczam, że w Polsce były wtedy zupełnie nieznane. Kilka lat temu, gdy zdobyłam pierwszą z tej serii, znalazłam stronę poświęconą tym lalkom. Tylko dzięki niej, dowiedziałam się, co posiadam i jaka jest historia projektu, istniejącej od 1923 r. firmy Hasbro i Matchbox, znanej nawet u nas w PRL-u ze swoich słynnych samochodzików. Niestety, strona ta nawet nie ma swojego następcy. Informacje, które Wam podam pochodzą w głównej mierze z mojej pamięci, która cóż... też już niezawodna nie jest ;-S
Pojawiły się w 1972 r.  Seria zawierała 4 dziewczyny i jednego chłopaka. Klasyczny schemat oparty na blondynce (Dee), brunetce, rudowłosej i Afroamerykance. To ona, Domino, dotarła do mnie jako pierwsza przed 6. chyba laty, a ja wciąż nie miałam czasu zrootować jej bardzo zniszczonych i przerzedzonych włosów.






Ruda Tia, trafiła do mnie w ubiegłym roku.





Ostatnią nabyłam czarnowłosą Britt, (na ostatnim Zjeździe).



Lalki miały niesamowite hipisowskie ciuchy w różnych wariantach. Marzy mi się jeszcze Tony w wersji z wąsami, ach!
Spotkałam 2 nazwy, ale już nie pamiętam, czemu jedne nazywały się "Disco Girls", a drugie "World of Love". Czy dlatego, że jedne sprzedawano w USA, a drugie w Europie? I czemu na ciałkach moich lalek widnieje tylko sygnatura Hasbro, a na niektórych lalkach w pudełkach, jakie spotykam na serwisach aukcyjnych widzę logo: "Matchbox".
Czy ktoś z Was posiada te informacje?

Wysokość: ok. 24 cm
Tworzywo: guma, plastik
Kraj produkcji: Hong Kong

Miłośników dawnych ozdób choinkowych, zapraszam TUTAJ:

https://simran2pl.blogspot.com/2018/12/koty-grzyby-i-mae-fiaty.html



Trzymajcie się ciepło :-) 


piątek, 7 grudnia 2018

Blondynka w Lublinie (spotyka lalki regionalne)


O zdrowiu - póki co - mogę zapomnieć... ;-(
Osłabiony organizm złapał kolejną zarazę, i tym samym biję życiowy rekord miesięcznej konsekwencji trwania w chorobie, która do przewlekłych (na szczęście/chyba) nie należy... To niejedyne kłopoty, zatem by uspokoić myśli, wracam do letnich podróży oraz ... do ukochanych lalek :-) Nie ma to jak małe radości :-D
W dniach 17-19 sierpnia br., odbył się kolejny Jarmark Jagielloński w Lublinie. Wylądowałam w tym miejscu, akurat na półmetku (18 VIII ), by podziwiać setki stoisk ze słowiańskim rękodziełem, warsztaty rzemiosła, a także posłuchać rdzennej muzyki. W wyprawie towarzyszyła mi, świetnie Wam już znana J - doll ("Crescent Road X - 102") - Luna, zwana też "Blondynką".








Lubelskie Stare Miasto jest jednym z najlepiej zachowanych zabytkowych zespołów urbanistycznych w Polsce. Architektoniczne cuda zatrzymane w czasie, miałam szansę podziwiać po raz pierwszy. I mam nadzieję, że nie ostatni... Lublin rozwijał się prężnie, otrzymując ok. 1257 r, przywilej lokacyjny z rąk księcia Bolesława Wstydliwego. Dziś uznawany jest za miasto przede wszystkim akademickie i turystyczne.









Luna zdziwiła się widząc wiele "sióstr" z różnych regionów i krain ...



Myślała, że będzie jedyną lalką na Jarmarku Jagiellońskim. A tymczasem, jako pierwszą gościnię imprezy, spotkała niewiastę z opoczyńskiego: 


Ukraińskie motanki, które już znacie:


Zabawka jaworska:

Prawdziwe Łowiczanki:



Tu miałyśmy dłuższą rozmowę...
- Czemu pani fotografuje?
- Bo kocham lalki i prowadzę bloga o rękodziele. 


- Ale ja sobie nie życzę. Ktoś kiedyś sfotografował moje hafty, nie pytając mnie o zgodę. Później przysłał mi serwetki z nadrukami moich projektów.
- To tupet i prawdziwa niegodziwość. Współczuję. Jeśli pani sobie życzy, mogę skasować zdjęcia. 
- Nie trzeba. Chodzi mi tylko o to, żeby moje wzory...
- Rozumiem. Ale widzi pani, żeby odtworzyć podobne rzeczy, trzeba mieć do tego talent. Ja zajmuję się czymś innym. Nie posiadam takich umiejętności.
(Śmiech)
- Więc co mam zrobić z tymi zdjęciami?
- W porządku. Niech pani robi.
- Serdecznie dziękuję.





"Słomoplecionki" z Białorusi:






Tęczowa czarownica ;-) 



Być może coś około-lalkowego nam przemknęło...
Dzień miałyśmy bardzo napięty, kilkugodzinna podróż od świtu autobusem, pekaesami i pociągiem, nie była sojusznikiem olimpijskiej formy. A masa i moc bodźców wprost nas oszołomiła! 
W życiu nie widziałam takiego skomasowania rękodzieła w jednym miejscu. Po Jarmarku Jagiellońskim, długo żaden kiermasz mi nie zaimponuje ;-)   

Kto ciekaw innych, zjawiskowych atrakcji, zapraszam TUTAJ na 1 z 2. części fotoreportażu turystycznego :-) 
https://simran2pl.blogspot.com/2018/12/jarmark-jagiellonski-w-lublinie-czesc-1.html




Pozdrawiamy Was serdecznie! :-)